piątek, 26 lutego 2010

syndrom sad

... zdalam sobie ostatnio sprawe, ze jestem typowym przykladem osoby z syndromem SAD (z angielskiego:Seasonal Affective Disorder) - czyli sezonowego obnizenia nastroju - glownie spowodowanego brakiem slonca...
... chodzące nieszczęscie, smutek...
... nie nadaje sie do niczego, zmęczenie jest wszechobecne, a w oczach moglabym miec wlozone zapalki w ciągu calego dnia...nie pomaga juz nawet kolejna filizanka kawy...
...slonca, slonca, slonca...tego mi trzeba do odżycia, jak wody moim roslinkom na parapecie, smutnie dogorywajacymi z oklapnietymi lodygami i liscmi...
...czekam z utęsknieniem na wiosne... zakupilam juz nawet cebulki moich ulubionych kwiatow - tulipanow, ktore mam zamiar ozywic nie tylko poza ale i w domu...
... mam nadzieje na wiosne radosna, kolorowa, z okularami przeciwslonecznymi na nosie i tym pieknym zapachem - w tajemnicy Wam powiem, ze juz go poczulam, wiec nie chce slyszeć,że zima,snieg i mrozy maja wrocic...
tego nie wytrzymam...
(blue)

środa, 17 lutego 2010

DZIEŃ KOTA





... jak już pisałam parę postów wcześniej jestem szczęśliwą posiadaczką ( heeheh) swojego, osobistego KOTA. Kota rodzaju męskiego - zdecydowanie!...
... jako, że obce mi jest świętowanie dni takich: jak walentynki, dzień kobiet czy dzień chłopaka czy też dzień "bez" albo dzień "z"
... to KOT - w związku z tym - w DNIU KOTA nie będzie jakoś szczególnie traktowany...
...bowiem owy KOT, kochany jest przez 365 dni w roku od ponad 2 tysięcy dni...
...ale żeby ten dzień nie pominąć tak zupełnie niepostrzeżenie - zamieszczam mój ulubiony fot KOTA NICPOTA - z informacją, że bardzo się cieszę ze krocząc swoimi własnymi ścieżkami, natknął się - dawno temu - na moją... chociaż wcale nie było mu po drodze...


p.s
... przy okazji dzisiejszego dnia, przypomniało mi się pewne zdarzenie z dzieciństwa...
... jako mała dziewczynka miałam kota imieniem Kajtek. Kajtek był spoko kotem. nie pałałam jakąś wielką miłością do Kajtka
... ale służył mi wiernie jako "żywa" lalka, ubrany w jakieś ubranka po kuzynie i wożony w wózku...
...ani miałknął...
...szacun dla Kajtka...

(blue)

skanowanie i spalanie..

... spaliłam się wczoraj...
... od jakiegoś czasu chciałam zeskanować parę fot - złapanych chwil, miejsc idiotencamerą o rybim oku...
... chciałam je umieścić na Voalu - bez możliwości oceniania oczywiście - ale przyznam szczerze, że miało to być działanie z pełną premedytacją...
... chciałam pokazać siebie zupełnie inną, nie "kwadratową", nie "holgową"...
... chciałam to zrobić również, a może i przede wszystkim dlatego, żeby mieć możliwość skomentowania innych fotografii, ocenienia tych, które zostają w mojej głowie na dłużej...
... jednak po tym co ostatnio widzę na Voalu, co czytam...
... odpuściłam...
... odeszła mi ochota na cokolwiek...
...mam nadzieję, że wrzucę "tu" parę rybich moich oczek...
(blue)

czwartek, 11 lutego 2010

KOT NICPOT



... żeby nie było tak smutno i mało optymistycznie - bo wcale nie takie były moje intencje..
przedstawiam Wam KOTA:
MOJEGO KOTA NICPOTA

(...) Kot - zwierzę domowe o miękkiej sierści, długim ogonie, długich wąsach i łapach zakończonych pazurami>>. myślę, że wszyscy się zgadzają z tą definicją. nie znaczy to jednak, że koty maja takie same charaktery, wiadomo wiele kotów chodzi własnymi drogami, lecz są i takie które wylegują się koło kominka a tylko nocą idą upolować jakąś mysz w stodole. Jednak ciekawszymi zapewne zwierzętami są te które nie wracają do domu na noc nie ma ich tygodniami a gdy przychodzą tylko by znowu chciały wyjść. Jednak tak zachowują się tylko zwykłe dachowce. Rzadko kiedy widzimy żeby jakiś Pers przechadzał się po lesie. może właśnie dlatego ludzie kupują rasowe koty aby nigdzie nie chodziły, może ale ja tego nie wiem. - (znalezione w necie)

... zwykły dachowiec czy pers? co myślicie?
ja wiem...
(blue)

środa, 10 lutego 2010

XX kontra XY

czyżby za wszystkie nieprzespane noce, za wszystkie mokre, podkrążone oczy, za wszystkie złe szybko wypowiedziane słowa, za wszystkie ciche sekundy, minuty, godziny, dni...
czyżby za wszystkie nieporozumienia, kłótnie i różnice między kobietą i mężczyzną winić nieszczęsny chromosom Y?
właściwie nigdy nie podchodziłam do tego problemu z punktu widzenia biologii i chemii, wydawało mi się to takie nieromantyczne, pozbawione uczuć i emocji, które moim zdaniem od zawsze były nierozerwalnie związanie z miłością...
zwrócił na to moją uwagę JL Wiśniewski - po raz pierwszy, wiele lat temu, kiedy ktoś powiedział mi o Samotności w sieci... ( o tym napiszę w oddzielnym poście)
wczoraj w moje ręce trafiły rozmowy nocne (e-maile) Wiśniewskiego z Domagalik, którą bardzo lubię...
Boże ile tam smutku i samotności...
i wszystkiemu winna jest chemia i te nieszczęsne chromosomy a właściwie to, że mężczyźni wyposażeni zostali w tego nieboraka Y, stąpającego kulawo na jednej nóżce..
to niby on jest winny całemu temu rozgardiaszowi emocjonalnemu...
Wiśniewski i Domagalik prześcigają się w podawaniu nam danych statystycznych, wyników badań, sondaży...
ja jednak nie chcę tych danych zapamiętywać, chce, żeby (parafrazując) wleciały mi jednym okiem, a drugim szybko wyleciały...
przytaczane przez nich statystyki, wyniki badań są tak przerażająco smutne, że nic tylko się załamać...
nie mam ich przy sobie.. więc napisze innym razem..
ale nie przywiązujcie się do nich, nie zastanawiajcie się co dalej w waszym związku, skoro jesteście już ze sobą dłużej niż 4,5 roku, a badania mówią, że po tym okresie miłości już nie ma..
że co szczęśliwsi zostają przyjaciółmi a cała reszta...
ja mówię NIE tym wszystkim wywodom o chemii miłości, o czasie w którym natura i biologia nakazuje mi przestać kochać lub przestać być kochaną...
miłego dnia... w miłości i przyjaźni..
(blue)
p.s
niech ta zima się już skończy

uściślenie

... zostałam siłą rzeczy zmuszona do napisana uściślenia do mojego poprzedniego posta...
otóż...
nie powstał on z powodu narastającego napięcia przed zbliżającym się okresem,
nie powstał z powodu nadchodzącego kryzysu wieku średniego (hehehe a może jednak)
nie chciałam aby pisała to osoba, która podsumowuje swoje życie i szykuje się do zejścia...
wpis powstał niejako z przemyśleń i odczuć nocnych, kąpielowych w wodzie zbyt gorącej, tudzież jak w dniu dzisiejszym z przemyśleń przy porannej kawie..
wpis ten jest bardzo osobisty (jak każde wpisy w blogu)
i bardzo prawdziwy...
ale w żadnym razie nie jest wpisem smutnym,
jest motywacją,
takim kopniakiem do smakowania życia
do brania go i pożerania całą gębą...
i tak go proszę odbierajcie...
(blue)

wtorek, 9 lutego 2010

żałuje...

dziś rano - celebrując jak zwykle poranek w pracy przy filiżance kawy - poczułam, że żałuje...
wiem, nie powinno się niczego żałować... tak mówią ludzie...
ale ja żałuje..
żałuje swojej poprawności życiowej...
wpojonej w domu poprawności - to aż smutne, że dałam się tak zmanipulować...
żałuje tych wszystkich smaków życia, tych niepoprawnych smaków, których nie spróbowałam i których już nigdy nie będzie mi dane spróbować...
najgorsze, że te smaki życie podawało mi na tacy...
niepoprawność życiowa jest smaczna.. to takie moje dzisiejsze hasło...
jeśli kiedykolwiek ktoś przeczyta tego bloga...
jeśli kiedykolwiek komuś go pozwolę przeczytać... tak powinno brzmieć to pierwsze zdanie...
pamiętajcie... smakujcie życie niepoprawnie...
smakujcie, żeby móc rozróżniać smaki i zdecydować, które są wam niezbędne do bycia szczęśliwym..
(blue)