kiedy mówiłam o wyjeździe do Wiednia, parę razy usłyszałam, że Wiedeń może mnie rozczarować...
że niemiecki, a w tym przypadku austriacki ordnung (porządek, ład) bywa męczący i mało interesujący jeśli chodzi o atmosferę, i klimat miasta...
szczerze powiedziawszy, jedyny raz kiedy pomyślałam o Wiedniu w kontekście tego właśnie stwierdzenia miało to miejsce dokładnie wtedy, kiedy odwiedziliśmy Schonbrunn...
Pałac jest rzeczywiście okazały i obiektywnie rzecz ujmując piękny ale nie jest to jednak ten typ architektury, który budzi mój szczególny zachwyt...
może dlatego, że tutaj wszystko jest takie uporządkowane, stoi dokładnie w tym miejscu w którym powinno, jest proporcjonalne, symetryczne, takie prawie doskonałe...
nie Pałac Schonbrunn - dawna, letnia rezydencja cesarzowej Sisi zrobiła na mnie największe wrażenie...
ale to przypałacowe, francuskie ogrody i Glorietta na wzgórzu oczarowały mnie najbardziej...
Glorietta, która nie była wcale wybudowana na cześć jakiegoś spektakularnego, jak dotąd sądziłam, zwycięstwa wojsk austriackich; okazała się po prostu budowlą parkową lub ogrodową jak kto woli, wybudowaną na wzgórzu, w formie otwartego pawilonu i będącą integralną częścią ogrodu francuskiego...
wiedeńska Glorietta jest jedną z tych najbardziej znanych i rzeczywiście jest okazała i piękna...
i Glorietta w całej okazałości...
oraz parę pocztówek, tym razem czarno-białych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz